czwartek, 14 lipca 2011

Stejki Burneiki

Wprawdzie nie chcemy rosnąć (przynajmniej w ten sposób w jaki najłatwiej urosnąć;), ale wzorem naszego idola, poszlismy z Konradem na stejki.
Dla mniej zorientowanych w temacie małe przypomnienie (i mój ulubiony odcinek zarazem):


Połączenie naszych planów i odpowiedniego kuponu na Grouponie zaskutkowało wyprawą do London Steak House. Można było trochę ponarzekać, bo ceny na stronie różnią się od tych w lokalu, ale mięcho samo w sobie było super.
Miejsce całkiem przyjemne, jednak myślę, że wrócę tam dopiero jak będę obrzydliwie bogata. Albo i nie wrócę za karę za tę akcję z cenami ;)

Co jedliśmy? Silroina (czyli polędwicę wołową), a ze względu na naszą wspólną słabość sos był oczywiście z gorgonzolą.



A polędwica wg Brytyjczyków jest w tym miejscu, gdzie to żółte na środku krowy:



Obrazek z książki "Zobacz jak sobie radzić - 500 instrukcji na różne okazje". Instrukcje bywają mniej lub bardziej przydatne, ale za to te niezbyt użyteczne bywają całkiem zabawne ;) No i ładnie wydana jest.

I zdaliśmy sobie sprawę z jeszcze jednego faktu. W dziewiątą półrocznicę wytrzymywania ze sobą zjedliśmy najdroższego kotleta w życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz