środa, 6 lipca 2011

Morwa, deszcz i smyranie

Pada, pada, a właściwie leje. W takie dni oprócz tego, że dobrze piecze się muffiny (niestety dziś rano skończyła mi się soda, więc z ekspresowych muffinów nici) bardzo dobrze wspomina się te słoneczne. Dziś przypomniałam sobie jak w jedną z sobót, tuż przed kopernikową pracą spróbowałam jak smakuje owoc morwy. Lokalizacja drzewa (sąsiedztwo ulicy, i w ogóle Warszawa) pozwalały zjeść maksymalnie jedną, ale sama wspinaczka po to żeby cokolwiek zerwać była dość wesoła.

Przy tej okazji kopernikowa Karolina słusznie zauważyła, że nikt nie "dotyka żeby przejść". W praktyce wygląda to raczej tak:



Oby dziś wszystkie smyrnięcia i jebnięcia były skuteczne i nikt nie mókł na pasach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz