środa, 2 kwietnia 2014

Praga! Praga!

Kobieta zmienną jest, a ja należę do tych zmiennych szczególnie bardzo. Może dlatego założyłam już miliardy blogów, później próbowałam je sfuzjować w jedną całość, znów rozdrabniałam się na kilka mniejszych i tak w koło Macieju. Postanowiłam jednak zeszczuplić się do jednego, nooo maksymalnie dwóch ;) Z tej okazji przeprowadzam się z podróżniczymi wpisami również tu. I robię to przynajmniej po raz drugi, wybaczcie.

Jakieś dwa lata temu, też pod koniec marca/ na początku kwietnia, zwizytowałam koleżankę w Czeskiej Pradze. Fajnie było, i tak ciepło, że nie trzeba było nawet bluzy!

To co widziałam?

Wiele par butów przewieszonych przez kabel (?) od wielkiego metronomu. Kiedyś w tamtym miejscu stał ogromy pomnik Stalina. Co przerażające, metronom jest widać praktycznie z każdej części zabytkowych dzielnic miasta. Strach pomyśleć o Stalinie.


 Wielkanocne drzewka, bo to już sezon.


Trdelniki, czyli wędzone ciastka. Widziałam (żeby tylko) też dużo innych słodyczy, np. andruty przekładane kremem i Lentilky. Nie tylko słodyczy z resztą, bo aż za dobrze zobaczyłam również gulasz.


Dom Miejski, który miał być dla wszystkich i właściwie ciągle jest pod warunkiem, że ma się wystarczająco dużo pieniędzy.


Widziałam też drzwi najeżone wystającymi głowami.


Pomnik Św. Wacława i manifestację antyaborcyjną...


...oraz odwróconą świętość Wacława. Autorstwa Davida Černego , który jest specjalistą ds. rzeźb od czapy.


Most Karola, a na nim stanowczo za dużo turystów. Tu scenka rodzajowa - Święty Nepomucen, który nie chciał zdradzić tajemnicy spowiedzi, jest zrzucany z mostu. Nie wiem kim jest pani na pierwszym planie, ale podczas rytualnego smyrania św. Nepomucen jest wyraźnie olewany


Do tego wszystkiego piwo, słońce, krótki rękawek i numerek z licealnej szafki jako otwieracz.


Ładne, czasem przeszklone widoki.



I most Legii ;)


Fajne znaki drogowe, z powodu których pan-przerabiacz miał sądowe problemy, ale Czesi wybronili go na Fejsbuku (czy jakoś tak;).


Złote bramy i srebrne panie.


Była też (przezajebista) katedra św. Wita (ale też Wojciecha i Wacława)!


I części ciała najczęściej dotykane (!?) przez turystów. Akurat panie na zdjęciu nie wyrażają zainteresowania w przeciwieństwie do pana z komórką.


Kolejna rzeźba Černego - tym razem panowie sikający na Czeską Republikę. Oprócz tego, ze sikają to ruszają tym czym sikają. Ruszają też bioderkami od czasu do czasu. Dodatkowo na zdjęciu reprezentanci polskiej wycieczki wyrażający żywe zainteresowanie obiektem.


Kłódki zakochanych par nad Certovką - w pobliżu osobliwy czeski napis w stylu I tak się rozstaniecie, fiutki.


Widziałam też nie klubokawiarnie, ale klubokawiarnioteratry. Jeden nawet od środka ;)


Metro też było.


Kościół Husycki. Miała być też msza, i była, ale zbyt rano żebyśmy mogły zobaczyć jak wygląda.


Na koniec tajemnicza mikstura. Rum+wrzątek+cytryna+cukier.


I Polskim Busikiem, z dzikimi tłumami, bo z niedzieli na poniedziałek, sru do domu!

Z podziękowaniami dla Anki, najlepszej przewodniczki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz