środa, 29 lutego 2012
piątek, 24 lutego 2012
Kolorowa salatka
W powietrzu oprócz mrowia bakterii i wirusów czuć też pierwsze podrygi wiosny. Ze względu na silny deficyt witamin, chciałam jej poszukać na bazarku pod Halą Banacha. Faktycznie, wszędzie zalegają tony szklarniowych rzodkiewek i sałaty, a w zestawie do tego kilogramy przecenionego awokado. I niespodzianka roku - świeże figi! Szukałam ich jesienią we Włoszech i latem w Serbii. Widać szuka się ich przedwiośniem w Polsce ;) Rzodkiewki wprawdzie się nie przydały, ale cała reszta przyczyniła się do powstania sałatki, która skradła moje serce!
Składniki (na 1 pojemną osobę):
Wykonanie:
Składniki (na 1 pojemną osobę):
- kilka liści siałaty (około 6-10)
- pół dojrzałego awokado
- 4 świeże figi
- 50 g sera Lazur
- 1/4 szklanki oliwy z oliwek
- sok wyciśnięty z połówki małej cytryny
- łyżeczka miodu
- sól i pieprz do smaku
Wykonanie:
- Sałatę, figi i awokado dokładnie umyć.
- Figi pokroić w grubszą kostkę, obrane awokado dużo drobniej.
- Oliwę, sok z cytryny, miód, sól i pieprz wymieszać w słoiku, zakręcić i dokładnie połączyć potrząsając naczyniem (sosu można zrobić mniej).
- Sałatę porwać do miski, posypać pokrojonymi figami i awokado, polać sosem.
- Na wierzch pokruszyć ser.
środa, 15 lutego 2012
Paczki paczone
...yyy czy raczej pączki parzone.
Tylko dzień przed tłustym czwartkiem proszę panią w nabiałowej budce pod Halą Banacha o kostkę smalcu, kostkę Planty, kostkę masła i olej ;) Pani ekspedientka trochę się uśmiała, ale wszystko czego potrzebowałam wylądowało w siatce.
Zeszłoroczne pączki zupełnie mi nie wyszły i nie wiedzieć czemu, zamiast zacząć od najprostszej wersji przepisu, zabrałam się za opcję przekombinowaną. Ale dobrą! I na szczęście wszystko wyszło ;)
Składniki:
Dodatki:
Wykonanie:
Bazę do przepisu zaczerpnęłam ze Słodkiej Kuchni Polskiej.
Tylko dzień przed tłustym czwartkiem proszę panią w nabiałowej budce pod Halą Banacha o kostkę smalcu, kostkę Planty, kostkę masła i olej ;) Pani ekspedientka trochę się uśmiała, ale wszystko czego potrzebowałam wylądowało w siatce.
Zeszłoroczne pączki zupełnie mi nie wyszły i nie wiedzieć czemu, zamiast zacząć od najprostszej wersji przepisu, zabrałam się za opcję przekombinowaną. Ale dobrą! I na szczęście wszystko wyszło ;)
Składniki:
- 1/2 kg mąki pszennej
- 40 g świeżych drożdży
- 4 żółtka
- 1 jajko
- 40 g cukru pudru
- szczypta soli
- 60 g sklarowanego masła
- 250 ml mleka
- łyżeczka skórki otartej z cytryny
- 1/2 kieliszka spirytusu
- kieliszek syropu orszadowego (odrobina aromatu migdałowego też będzie ok)
Dodatki:
- marmolada różana jako nadzienie
- lukier (cukier puder + woda) jako polewa
- posiekane słodkie migdały jako posypka
- 1 kostka smalcu
- 1 kostka Planty
- 1 szklanka oleju
Wykonanie:
- W 2 łyżkach ciepłego mleka rozprowadzamy pokruszone drożdże i 1/2 łyżeczki cukru, odstawiamy do wyrośnięcia.
- Resztę mleka gotujemy, lekko prażymy szklankę mąki.
- Mąkę przesypujemy do miski, zalewamy wrzącym mlekiem i rozcieramy do uzyskania jednolitej masy.
- Do ciepłej (nie gorącej!) masy dodajemy drożdże, ucieramy i stawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
- Żółtka i jajko ucieramy z cukrem pudrem na gęsty krem.
- Do lekko wyrośniętej (ja nie czekałam za długo) masy drożdżowej dodajemy ubite żółtka, skórkę z cytryny, spirytus, sól i orszadę (aromat migdałowy). Wszystko wyrabiamy, dodajemy resztę mąki i wyrabiamy jeszcze 5 minut.
- Wlewamy płynne masło i znów wyrabiamy aż tłuszcz zostanie wchłonięty.
- Odstawiamy w ciepłe miejsce, przykrywamy ściereczką do momentu gdy ciasto podwoi objętość (u mnie była to niecała godzina).
- Od wyrośniętego ciasta odrywamy kawałki, które rozpłaszczamy na nasmarowanej tłuszczem (np. olejem) dłoni, nakładamy marmoladę i zalepiamy pączka. Układamy na posypanej mąką stolnicy albo macie silikonowej.
- Kiedy pączki lekko wyrosną (około 20 minut), rozgrzewamy tłuszcz.
- Do gorącej mieszaniny wkładamy pączki. Z jednej strony smażymy pod przykryciem, z drugiej już bez pokrywki.
- Po smażeniu odsączamy na bibule.
- Wystudzone pączki smarujemy lukrem i posypujemy siekanymi migdałami.
Bazę do przepisu zaczerpnęłam ze Słodkiej Kuchni Polskiej.
środa, 1 lutego 2012
Drop test cake - tort orzechowy
Z okazji moich osiemnastych urodzin świętowanych po raz siódmy, daję wszystkim niesamowitą okazję do zapoznania się z anatomią szalki z jednym z eksperymentów zwanym drop testem.
Muszę się przyznać, że tym razem o upieczenie poprosiłam mamę, ale górą samą w sobie zajęłam się osobiście ;) A niżej przepis.
Składniki:
- 1,5 szklanki zmielonych orzechów (my używamy włoskich)
- 1 szklanka bułki tartej
- 11 jajek (będzie na bogato)
- szczypta soli
- niecała szklanka cukru
- 3 łyżki mąki
- łyżeczka proszku do pieczenia
- Piekarnik nagrzać do 170 stopni. Spód tortownicy wyłożyć papierem do pieczenia, brzegi wysmarować tłuszczem.
- Żółtka oddzielić od białek.
- Do ubijania moja mama używa antycznej trzepaczki i myślę, że to w tym przypadku najlepszy pomysł - tak więc tutaj można spalić trochę kalorii z tortu jeszcze przed jego upieczeniem ;) Białka ze szczyptą soli ubić na sztywną pianę. Stopniowo dodawać cukier dalej ubijając.
- Nie przerywając ubijania dodać żółtka, następnie kolejno zmielone orzechy, bułkę tartą (najlepiej wcześniej zetrzeć sobie swoją z prawdziwych bułek), mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia.
- Całość wylać do przygotowanej tortownicy.
- Piec 35-40 minut. Jeśli ciasto zacznie za szybko się dopiekać, można zmniejszyć temperaturę do 160 stopni.
- Po wystudzeniu przekroić na warstwy (w moim przypadku 3 warstwy) i przełożyć ulubionym kremem (polecam czekoladowy albo kawowy). Wierzch polać polewą czekoladową.
Smacznegoooooo!
Subskrybuj:
Posty (Atom)