niedziela, 14 października 2012

Co Agata jadla w Uzbekistanie?

Tak się składa, że udało mi się wrócić z Uzbekistanu. Zginąć było niezwykle trudno, bo obywatele tego kraju są uprzejmi, gościnni i (aż za bardzo) pomocni. Gorzej z państwowymi przepisami utrudniającymi życie turystom, ale i z tym można sobie poradzić. 

Uzbekistan to także kraj dobrego aczkolwiek monotonnego jedzenia. Wszędzie mnóstwo baraniny, wołowiny, ryżu, chleba i winogron. Wszędzie to samo, ale za to dopracowane do perfekcji.

Sztandarowym uzbeckim daniem jest plov (po uzbecku osz), inaczej pilav. Dużo ryżu, masła lub oleju, marchwi, a do tego odrobina mięsa i rodzynek. I przyprawy oczywiście. O uzbeckim oszu wspomnę jeszcze co nieco w przyszłości.

Weselny osz z 50 kg ryżu.
Dodatkiem do wszystkiego, jedzonym również na sucho były nony, lepioszki, czyli nic innego jak chlebki. Są wklęsłe w środku, z wytłoczonym wzorem. Pieczone w piecu tandoor przyklejone do ścian.

Domowe nony w Margillanie. Jako dodatek do zdjęcia dwa małe, pomarańczowe diabły wcielone, z którymi mieszkałam przez dwa dni ;) Do tego ich mały brat, który jeszcze nie dorósł do męczenia ludzi ;)
Jak Uzbekistan to mięso, dużo mięsa - z krowy lub barana. Drugi rodzaj w czystej formie występuje głównie jako szaszłyki - z mięsa mielonego lub pokrojonego w kostkę. W kostkowej wersji można znaleźć także grillowaną słoninę - może brzmi dziwnie, ale to chyba jedna ze smaczniejszych rzeczy jakie jadłam w życiu - aromatyczna i soczysta. Pochodzi z ogona azjatyckich owiec, które gromadzą zapasy (tłuszcz) na zimę w tylnej części ciała.

Pierwsze (i najlepsze) szaszłyki jakie zjadłam w Uzbekistanie. Jeden kosztuje mniej niż 3 złote!
Jeśli mięso to kebab. W Uzbekistanie jego obecność jest bardziej naturalna niż w Polsce - od zawsze mieli znacznie więcej wspólnego z Bliskim Wschodem. Ze względu na pyszną baraninę uzbecki kebab wygrywa z polskim, nawet bez surówki z kapusty kiszonej ;)


Mięso można znaleźć również w gommach czy w pierożkach. Pierwsze z nich są bardziej chrupiące, drugie ciągnące, ale wszystkie są smażone w głębokim oleju. Inną wersją faszerowanej przekąski są somsy z ciasta francuskiego. Oczywiście mięso nie jest obowiązkowym rodzajem farszu - w środku można znaleźć także ziemniaki czy dynię. Dobrym dodatkiem jest ostry, pomidorowy sos.


Nieco polskości mają w sobie manti, które przypominają pierogi. Czasem nafaszerowane po brzegi, czasem farszu ze świecą szukać. Jadłam tylko mięsne, z baraniną, maczane w kefirze.

Ładnie zlepione manti. Najczęściej są po prostu zawinięte, podobnie jak jedna strona cukierka.
Inną potrawą popularną w Uzbekistanie są dłuuugie kluski laghman. Często podawane z potrawką z warzyw i mięsa, ale dodatki są tu całkiem dowolne.

Delikatne kluski laghman.
Dobrym zapychaczem jest uzbecka zupa - szurpa przyrządzana z cebuli, pomidorów i papryki. W każdej miseczce musi się znaleźć kawałek mięsa i ziemniaka.

Weselna szurpa z nonem i wódkowymi zagryzkami w tle.
A tutaj wcześniej wspomniana weselna wódka. Prosto z czarek. Dodam, że w momencie fotografowania była godzina 9:30/ Tak, rano. Tak, w muzułmańskim kraju.
WINOGRONA - to trzeba wyeksponować. Są zawsze i wszędzie - rosną w każdym domu, są podawane na weselu, gościom bez okazji, jedzone z foliowej torebki gdzieś w drodze do pracy. Ponoć Uzbekistan eksportuje tony tych owoców do Rosji - wcale się Rosjanom nie dziwię. Jednego rodzaju winogron (małe, czarne, bezpestkowe - widoczne na zdjęciu z wesela powyżej) Uzbecy produkują mnóstwo równie smacznych rodzynek, co ciekawe granatowych.

Winogrona na tarasie w jednej z kurortowych miejscowości około 100 km od stolicy.
Skoro jesteśmy przy bakaliach, oprócz całego mnóstwa batoników a la musli jedliśmy coś co wygląda jak pestki moreli. Często trzeba mieć mocne zęby żeby się do nich dobrać, bo pęknięcia w łupinach nie były okazałe. Trudno mi tylko powiedzieć co to było, bo od pestek moreli ponoć się umiera ;)


 Granaty! Czerwone! Słodkie! Soczyste! Tu w zestawie z rodzynkowymi winogronami i ogórkami, które posłużyły jako surowiec do produkcji ogórkowego drinka ze Spritem.


...A do picia MORS, czyli dużo chemii, czasem gazowanej, czasem nie. W stolicy wypiłam tak pyszny napój, że szukałam go w pozostałych częściach kraju. Smakował podobnie do znanej wszystkim polskiej oranżady, do tego miał karmelowy aromat. Niestety reszta uzbeckich morsów okazała się mniej pitna. Poniżej samarkandzkie morsy.


Prawie bym zapomniała! Do wszystkiego dodaje się tonę surowej cebuli!

Oczywiście to nie wszystko - można by pisać o naczelnej krajowej sałatce (ogórki + pomidory), świeżych figach, arbuzach, melonach, potrawach z dynią w roli głównej, tanim winie, lodach i chałwie - być może się nie powstrzymam i poprzynudzam o kulinarnym Uzbekistanie raz jeszcze ;)