Prawie całą sobotę spędziłam na Pikniku Naukowym organizowanym przez Polskie Radio i Centrum Nauki Kopernik. Rano pracowałam przy tablicy, na której ludzie pisali czym jest dla nich wolność. Na początku wzdawało mi się to brudną robotą i czułam się trochę jak Świadek Jehowy, który chodzi po różnych blokach i dzwoni do mieszkań próbując na siłę porozmawiać o Piśmie Świętym. Tak samo ja podchodziłam do ludzi zagadując o byle jaką bzdurę, a potem prosiłam o doklejenie kolejnej karteczki do "wolnościowej" tablicy. Jednak później okazało się, że pierwsze karteczki spowodowały lawinowe zapełnianie się każdej wolnej przestrzeni. I super.
Dla najmłodszych wolność to ptak:
Dla nieco starszych 10 min bez rodzeństwa, ewentualnie "Wolność to freedom, a freedom to wolna chata":
Dla tych już dorosłych wolność ma zupełnie inny wymiar ;)
A więcej przykładów jest tutaj:
https://picasaweb.google.com/wielka.amoeba/WolnoscPiknikNaukowy2011#
niedziela, 29 maja 2011
piątek, 20 maja 2011
Muffiny "po włosku"
Nie wiem co Włosi powiedzieliby na ten przepis, ale suszone pomidory, oliwki, tymianek i oliwa z oliwek tworzą na tyle charakterystyczne zestawienie, że muffiny nafaszerowane tymi składnikami można z pewnością nazwać włoskimi.
I właśnie takie upiekłam.
Inspiracją był przepis o stąd:
http://mlynkiwkuchni.wordpress.com/2010/09/08/slona-wersja-muffinek/
natomiast mój w dużej mierze się zmodyfikował.
Składniki:
Smacznego!
I właśnie takie upiekłam.
Inspiracją był przepis o stąd:
http://mlynkiwkuchni.wordpress.com/2010/09/08/slona-wersja-muffinek/
natomiast mój w dużej mierze się zmodyfikował.
Składniki:
- 70 g oliwek bez pestek
- 40 g suszonych pomidorów
- 50 g sera mozarella pokrojonego w kostkę
- 50 g sera Brie pokrojonego w kostkę
- 30 g sera Ementaler pokrojonego w kostkę
- 2 łyżeczki tymianku
- 2 szklanki mąki (350 g)
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 jajka
- szklanka mleka
- 70g zalewy z suszonych pomidorów
- 30g oliwy z oliwek
- tłuszcz do formy (ja użyłam silikonowych foremek, których na szczęście nie trzeba smarmować)
- sól
- Jaja wymieszać z mlekiem, zalewą z suszonych pomidorów, oliwą i solą.
- Mąkę przesiać do miski, wymieszać z proszkiem do pieczenia. Dodać oliwki, pokrojone suszone pomidory, ser i tymianek.
- Do składników suchych dodać składniki wilgotne. Wymieszać łyżką.
- Formę do mufinek w razie potrzeby wysmarować tłuszczem, napełnić masą do ¾ objętości. Piec 20 – 25 minut w 210 stopniach (czasem mam wrażenie, że mój pierkarnik trochę zawyża temperaturę, więc ja upiekłam w 180-190 stopniach).
Smacznego!
poniedziałek, 9 maja 2011
Poczatek
Założyłam bloga już dawno, dawno temu, ale ciągle nie mogłam zabrać się do pisania, bo nie miałam pomysłu jak by tu zacząć. Więc żeby w ogóle się z tym ruszyć, zacznę jakby nigdy nic.
Ostatni weekend spędziłam szukając materiału na wystawo-reportaż. Miał dotyczyć Warszawy, a szczególnie Ochoty - jednej z jej dzielnic. Nic nie poradzę na to, że głównym punktem na mapie istniejącej w mojej głowie jest Hala Banacha i otaczający ją bazar - mekka lumpeksoholików, ale też źródło żywności i staroci dla połowy Stolicy ;)
Niezbyt lubię robić zdjęcia obcych ludzi - głównie dlatego, że (nie wiedzieć czemu) nie chcą za bardzo być fotografowani, z zainteresowania gapią się na fotografa albo co gorsza chcą pozować. Zdobycie obiektów do uwiecznienia pod Halą Banacha również nie okazało się jakieś specjalnie łatwe. Co ciekawe nie chodzi tu o samych ludzi, ale również stoiska. Najbardziej oporna była pani z perukami - za żadne skarby nie chciała żeby cokolwiek fotografować - może niekoniecznie odprowadza podatki z biznesu? ;) W każdym razie bardzo szkoda, bo nigdy jeszcze nie widziałam sprzedawcy tak podobnego do swojego towaru - a przynajmniej fryzury sprzedawcy podobnej do jego towaru.
W celu uzyskania zgody na zrobienie paru zdjęć straganu z rajstopami, musiałam kupić pończochy, ale wydatki szybko się zwróciły, bo od innego handlarza dostałam w prezencie czosnek ;) Oprócz tego dostałam propozycje nagiej sesji od grubego pana z flekami i w tym wszystkim bynajmniej nie ja miałam być naga - a śmiechów pań z sąsiednich stoisk nie było końca... ;)
Ostatni weekend spędziłam szukając materiału na wystawo-reportaż. Miał dotyczyć Warszawy, a szczególnie Ochoty - jednej z jej dzielnic. Nic nie poradzę na to, że głównym punktem na mapie istniejącej w mojej głowie jest Hala Banacha i otaczający ją bazar - mekka lumpeksoholików, ale też źródło żywności i staroci dla połowy Stolicy ;)
Niezbyt lubię robić zdjęcia obcych ludzi - głównie dlatego, że (nie wiedzieć czemu) nie chcą za bardzo być fotografowani, z zainteresowania gapią się na fotografa albo co gorsza chcą pozować. Zdobycie obiektów do uwiecznienia pod Halą Banacha również nie okazało się jakieś specjalnie łatwe. Co ciekawe nie chodzi tu o samych ludzi, ale również stoiska. Najbardziej oporna była pani z perukami - za żadne skarby nie chciała żeby cokolwiek fotografować - może niekoniecznie odprowadza podatki z biznesu? ;) W każdym razie bardzo szkoda, bo nigdy jeszcze nie widziałam sprzedawcy tak podobnego do swojego towaru - a przynajmniej fryzury sprzedawcy podobnej do jego towaru.
W celu uzyskania zgody na zrobienie paru zdjęć straganu z rajstopami, musiałam kupić pończochy, ale wydatki szybko się zwróciły, bo od innego handlarza dostałam w prezencie czosnek ;) Oprócz tego dostałam propozycje nagiej sesji od grubego pana z flekami i w tym wszystkim bynajmniej nie ja miałam być naga - a śmiechów pań z sąsiednich stoisk nie było końca... ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)